Po ścianie mkną krople ciemnej krwi,
Wyjąc z bólu, kapią na szarą podłogę,
Kropelki nienawiści wylanej w potopie,
Chlapią na godność zmytą w jej kałuży,
Opłakują ruiny tego świata, co światem już nie jest,
Budują mury z kamienia macierzystego,
Polują na miłość, która pada jak zwierzyna.
Jej trujące mięso tylko nieliczni zjedzą.
Ci, którzy się jeszcze nienawiścią nie zatruli.
A ja spadam do góry,
Bo nic nie jest takie, jakie powinno być.
Może gwiazdy mi podpowiedzą, jakiej drogi szukać?
Może w niebie znajdę odpowiedź ostateczną?
A może powinienem uwierzyć w ludzką potrzebę miłości?
Budzę się nagle we łzach,
Tych kropelkach nadziei gaszących ciemną krew.
Widzę mglistą powłokę światła za ścianą bez okien,
Przenika przez mur nienawiści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz