czwartek, 10 kwietnia 2014

Wizja

Stwarzając nieskazitelne widmo w samym środku szukanego
Punkt kulminacyjny zapisanej historii
Wydawało się nierealne i sztuczne
było światłem odbitym od barykad
lustrzanych murów w których zamykał się człowiek.

Proroctwo dla niewiedzących i nieznających
ukazujące dwie połowy eterycznego wnętrza
dolna zatopiona w resztkach ludzkiej moralności
lekkim i powolnym ruchem wydobywała się na powierzchnie
przebijając się przez delikatną warstwę prawdy.
Kolejna przykuta została brzemiennym łańcuchem
zadowalając się pustką i poczuciem pozornej wolności
nie dostrzegając nigdy zewnętrznej powłoki świata

Wybudowano mosty prowadzące przez granicę świadomości
Stała się zależnością zdejmującą kajdany z serca i umysłu
tworząc niepodzielną całość złożoną ze zmysłów i duszy

Zatrzymany obraz tworzy fotografię
a kumulujące się obrazy potrafią utworzyć animacje bądź film.
Jest zbiorem wszystkich wspomnień układających się w jedną powieść
fantasmagorycznym posmakiem codzienności
Zakazane księgi nie plugawią historii, nadają jej niepowtarzalnego smaku,
nie zabroniono sztuki, a przyćmiono oczy nocnym poszukiwaczom
Ukryto najrozmaitsze dzieła przed nieświadomymi ślepcami
posadzono ich w rogu i wyczekiwano reakcji
Poddano pierwszej próbie odrodzenia

W teatrze zajęte zostały miejsca w każdym rzędzie
Są wśród obecnych entuzjaści medycyny naturalnej
inni nafaszerowani chemikaliami usnęli już na wstępie badań
Na scenie zjawia się człowiek ubrany w czarne palto
Światła gasną - rozpoczyna się przedstawienie

Żadna z cnót nie jest nam z natury wrodzona
Wynikają one jedynie z przyzwyczajenia i nauki,
zastępstwa są usiłowaniem wymazania człowieczego bestialstwa
odziedziczonego po naszych najstarszych przodkach.
Ryba przystosowana do życia w wodzie nie stanie się ptakiem,
natura ukształtowała ją by pozostała wodnym stworzeniem.
Nie jesteśmy wstanie zmienić tego co wrodzone
a jedynie nabyć z biegiem doświadczenia nowe cechy
przyćmiewające najbardziej wyraziste skazy.




wtorek, 8 kwietnia 2014

W nowych miejscach

Nie podano mi ręki, gdy pojawiłem się pod drzwiami
kwiaty więdną i pogoda więdnie
twarze z chmur na niebie spuszczają\uśmiechy
Zostałem zaproszony
nie podano mi ręki
Słowa opadają jak szkło
tłuką się za naszymi plecami
Nadużycie jest jak kąpiel bez wody
wiercą się w stalowych wannach
podstępnie schwytane ryby bez uczuć
zwiększają dawkę z każdym spotkaniem
nadużywają naszej życzliwości
nie mam żadnych pieniędzy
mam za to suche liście na drzewach
Z grobu powstałem i do grobu powędruje
z grobu powstałeś i w grobie się przewrócisz
Zanim to zrobię poprawie jeszcze firany
spojrzałem w okno i wypatruje garaży
ciężarówek na chodnikach
kwiatów wyciętych w firanach
Nie podano mi ręki, gdy pojawiłem się pod drzwiami
Czekam, aż zostanę odprowadzony
na razie obserwuje jak kwiaty więdną na firanach,
a drzewa pozostają niewzruszone


niedziela, 6 kwietnia 2014

Czekając

Odsłaniam okno chociaż światło mnie rozprasza
Uwielbiam, gdy mnie obserwujesz
kiedy Twoja twarz pojawia się naprzeciwko mojej twarzy
gładzę językiem chłodną szybę
Uwielbiam, gdy mieszkasz po przeciwnej stronie
kiedy jesteśmy sąsiadami i macham do Ciebie
nasze ręce dotykają gorących okien
spalają się od naszych oddechów
potrafimy rozpuścić każde szkło
sprawić, by rozlało się przed naszymi stopami
Uwielbiam, gdy obserwujesz jak śpię
kiedy leżę nieruchomo i prosto jak trup
otwieram oczy i znów jestem dzieckiem
Uwielbiam, gdy zasypiasz
kiedy strzepujesz gwiazdy z włosów i dłoni
liczysz księżyce i planety
leżysz nieruchomo i prosto jak anioł
Twoje skrzydła wystają spod kołdry
pióra powolnie opadają na ziemie
Uwielbiam ten moment, gdy lecą
chciałbym je wszystkie złapać
podarować Ci biały bukiet z piór
ubrany bym był w czarny płaszcz
i powiedziałbym, że Cię kocham
podczas naszej ceremonii
Zasłaniam okno kiedy już uśniesz
zasypiam wypowiadając wcześniej Twoje imię
Uwielbiam, gdy się spotykamy
kiedy moje usta dotykają Twoich
łapiemy się za dłonie
wpatrujemy się sobie w oczy
i wypowiadamy te słowa
tak jak gdyby to nie działo się we śnie
Uwielbiam, gdy się spotykamy
kiedy już odsłonimy nasze okna
ślina więcej nie spływa po szybie
ale nawilża Twoje usta
wyczekiwaliśmy cierpliwie tego dnia
w którym szyba przestaje istnieć
wpatrujemy się sobie w oczy
tym razem już nie we śnie
wypowiadamy te piękne słowa
tak jak gdyby to był sen


czwartek, 3 kwietnia 2014

***

Niech pani nie spogląda na mnie tym wzrokiem
wymijam po kolei każdego człowieka na przejściu
uśmiechy, moje uśmiechy i wasze uśmiechy
czas otworzyć szeroko oczy
wpatrywać się w jeden punkt
poszerzać granicę tego co widoczne
spytają jeszcze nie raz na pasach
o godzinę, o kolor asfaltu
o kolor Twoich oczu
jak wyglądały nasze oczy
kiedy wpatrywały się w siebie
w jeden punkt tak jak wpatrujemy się w sufit
chciałbym pomalować go na granatowo
skraść parę gwiazd i ozdobić nimi nasz dom
położyć się wygodnie na łóżku i wpatrywać w niebo
świeciło by wtedy tylko dla nas
już nigdy nikt nie byłby w stanie go skraść
nawet jeśli by go nam zburzyli
wspomnienia zawsze pozostaną wewnątrz nas
chciałbym móc wpatrywać się w pełnię księżyca
tak jak to robię na trawie
moje trawniki i wasze trawniki
nigdy nie chciałem być szaleńcem
kamienie które wysypano na mojej drodze
wydawały się zawsze takie drobne
chciałem je podnieść i rozrzucić wgłąb kosmosu
choć kamienie nie mają skrzydeł
myślałem, że pragną podróżować
i obserwowałem jak lecą wysoko ku górze
aż powiedziano mi, że kamieni nie ma
wtedy zacząłem się zastanawiać
jeśli ich nie ma jakim cudem je dostrzegam
i nazwano mnie szaleńcem
niech pani oszczędzi swoich szyderczych spojrzeń
nie jestem wolnością i być może nie jestem złotem,
ale poszukuje serca ze złota
z wolnością skrytą w moim sercu




(nie)dziękuję.

Oduczyłem się 
dziękować za to, 
co od życia otrzymałem, 
bo wiem, że za moment 
pewnie mi to odbierze...

~ Szusz.
( Mateusz Szulc )

***

Stoję po środku chodnika
na ścieżce i w lesie
pies podbiega i wypróżnia się przed moją nogą
wilki warczą i uciekają
Stoję po środku chodnika
odstraszam wilki
choć psy nie mają resztek kultury
bezwstydne i dzikie
Stoję po środku
zerkam na niebo
słońce, ptaki, chmury
przelotne ptaki
słońce pieszczące nas po stopach
kolorowe ptaki
białe ze skrzydłami jak łabędzie
i te czarne
kruki, wrony i węgiel
morza i lasy
łabędzie na niebie
w lustrzanym odbiciu
w szkle, pod ziemią
nad naszymi głowami
w naszych oczach
węgiel przemienia się w ptaki
spalające się w piecu
Poczekam jeszcze moment
odlecę, bo kto mi zabroni
czekać, myśleć, latać
poczekam jeszcze moment,
bo kto poczeka za mnie
i kto potrafi tak doskonale czekać jak ja,
odlecę
bo kto odleci za mnie
i kto tak jak ja doskonale prostuje skrzydła
kto potrafi udawać i być ptakiem
łabędziem i węglem
kto się wypali za mnie
i kto potrafi oddać tyle ciepła
drugiemu człowiekowi co ja
jeśli nikt nie zechce się poświęcić
kogo wtedy podpalą
Ludzie będą podziwiać metamorfozę
samozapłon, publiczną egzekucje
I kiedy będę już płonąć
zacznę doceniać wszystkie chodniki
każdą ścieżkę i wszystkie drzewa
rozejrzę się za wodą zanim odlecę
przypomnę sobie kształt słońca
i wszystkie ptaki na niebie
wielkie gówno pod moim butem
jako część kultury
zwierzęta
będę czekał w ogniu
nikt tak pięknie nie płonie jak ja